piątek, 7 września 2012

Natura wiewióry


Szperając po Waszych blogach doszłam do wniosku, że zdecydowana większość przesiaduje aktualnie w kuchni. Nie ma się czemu dziwić w końcu nie raz udowodniłyśmy, że mamy w sobie sporo ze zwierzaka, zazwyczaj ukazujemy się od strony lwic, kocic, kwok, czy przy niskim ciśnieniu żółwi, a na jesień stajemy się wiewiórami. Kupujemy wagony jedzenia i przebierając nimi zgrabnie w swoich małych łapkach przerabiamy na słoiki, woreczki, buteleczki itp. Dobrze, że ewolucja definitywnie zniszczyła w nas chęć do zakopywania wytworzonych przetworów, bo to dopiero by było! Nieodparta chęć zadołowania słoika z powidłami, a na wiosnę przekopywanie trawnika z pytaniem „Gdzie ja to kurna zakopałam???”. Oczywiście ja również należę do grona szczęśliwych wiewiórek dlatego dzisiaj przy pomocy męża przytachałam do domu bagażnik jedzenia.


Na targu mój mąż cierpliwie dyszał za moimi plecami „Czy to już ostatni stragan???”, w końcu zaproponował: „Może porozmawiam ze stróżem i wpuszczą mnie samochodem pod stoisko to będziesz od razu ładowała do bagażnika?!”. Na to pan sprzedawca „Lepiej niech pan skołuje tira”(rubaszne chichoty). Oni sobie miło pogawędzili, a mi zapaliły się lampki trzeźwości w oczach i zrozumiałam ile czeka mnie pracy, żeby to wszystko przerobić! Ale co mi tam, w końcu jestem wiewiórą! Dołóżcie mi jeszcze 2 kilo ogórków! A teraz wystawiłam wszystko na stół, zrobiłam zdjęcie i....zapał minął, za to pojawiła się chęć na szaleństwo w innej dziedzinie. Nie ważne jakiej, byle nie w kuchennej. Też tak macie???


Właściwie to zakładałam, że będę dzisiaj pisać o naszym salonie, żeby już wciąż nie o tych habździach i trawskach. Zdjęcia nie miały mieć w tle igliwia, czy wątpliwej urody cegły, ale nie da się! Duży pokój wciąż zrobiony tylko do połowy i jeszcze sporo pracy przede mną. Kuchnia jak była niedokończona tak i jest dalej, z tym że teraz doszedł jeszcze bałagan przetworowy. Do tego z wiewióry płynnie przeszłam w żółwia i ruszam się niczym przysłowiowa mucha w smole. Dobrze, że parę dni temu wysprzątałam dworną stronę domu, bo przynajmniej to mam z głowy. W takim razie przedstawiam fotorelację z mojego tarasiku kuchennego, o którym już wcześniej wspominałam o tutaj.




 Moja natura wiewióry znowu się odezwała, więc lecę wykorzystać sytuacje, żeby znowu nie włączył mi się jakiś żółw czy mucha, albo inny ślimar.

P.S. Dziękuje Wszystkim za komentarze. O wiele przyjemniej jest mi na tej pipidówce z Wami :)

8 komentarzy:

  1. Ale Wy macie widoki. Zazdroszczę :)
    Dzisiaj skończyłam robić sok z czarnego bzu i dżem z niego ;)
    Buziaki
    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę koniecznie podkraść przepisy bo w naszych lasach jest tyle czarnego bzu, że aż żal patrzeć jak się marnuje.

      Usuń
  2. Fakt, łapiemy co się da i pakujemy w słoiki, tak żeby wystarczyło do przednówka;-)
    Piękne to Twoje nawłociowe pole z lasem w tle (a i bukiecik nawłociowy na stoliku przyuważyłam;-)
    Miłego przetwarzania zdobyczy. I udanego weekendu.
    Buziaki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pole nawłociowe było zdecydowanie większe, ale sukcesywnie je ogałacam z tych roślinek. Nowi goście = nowa nawłociowa dekoracja ;)

      Usuń
  3. hahaha no wiewióra ;P brakuje mi rudych włosów a może jestem odmiana czarno niebieska nie wiem pomyślę ;) ha nie jesteś sama na moim zadupiu masakroza jest dookoła lasy i Niemcy nie wiem co gorsze ;) zakupy mega małe takie wręcz delikatne ;) heheh buzia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja również coś pozostawiłam Tobie na blogu ...kiss sobotni

      Usuń
  4. Dziękuję za zaproszenie - przyjęłam, obejrzałam i tak bardzo spodobało mi się to Twoje miejsce, że postanowiłam przyznać Ci wyróżnienie - do odbioru u mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. OOOO!!!! Baaaardzo dziękuje dziewczyny!! Super, to moje pierwsze wyróżnienia :) Jestem dumna jak paw :]

    OdpowiedzUsuń

Polub mnie