sobota, 26 stycznia 2013

Instrukcja obsługi Sprężynki i innych dzieci :)


O matko! ale dostałam prezent noworoczny! Wirusa ;(  Mój M. ciężko i do późna pracuje, a Sprężynka została wydelegowana do dziadków, żeby przypadkiem się nie zaraziła od zakichanej mamy. Leże więc jak kleks rozchlapany na kanapie i gdacze do pustych ścian. Do tego wszystkiego, chyba, żeby mnie dobić, Ząb Mądrości wybrał sobie idealny moment na wyrzynanie. Ula zabrała do dziadków, swoje gryzaczki i maść na ząbkowanie wiec zostałam bez środków pomocniczych. Dom zarasta hałdami brudnych naczyń, prania, prasowania itp. elementami dekoracyjnymi, ja też ostatnio urodą nie grzeszę, więc z naszej chatynki zrobił się „Dom nie do poznania”, tylko, że w drugą stronę... :/
Przyznam się Wam, że tak naprawdę to żaden bałagan tak mi nie przeszkadza jak... brak Sprężynki :( Dom bez tupotu małych nóżek, śmiechu, a nawet płaczu jest taki pusty ;( Owszem, mąż wieczorami jest obecny,ale niestety tylko na bezpieczną odległość „wyciągniętej ręki z kubkiem herbaty”. 
Postanowiłam wykorzystać wolny czas na posortowanie naszych zeszłorocznych zdjęć. Znalazłam całkiem sporo fotek Urszulki- Rojberki, które w połączeniu z fragmentami pewnej książki...mogą Was zainteresować ;)




Mam nadzieję, że Was rozśmieszyłam :) Mi humor troszkę się poprawił, chociaż po takiej dawce zdjęć Sprężynki tęsknie za nią jeszcze bardziej ! :(

Do zdrowszego zobaczenia!


czwartek, 17 stycznia 2013

Joanna i wstęp do Candy

Ostrzegałam, że mam chrapkę na lalę Tatiany Conne. Kupno takiego cudeńka to koszt kosmiczny, więc postanowiłam uszyć podobną. Po dwóch dniach i dwóch nocach ślęczenia przy maszynie, moje zdziwienie co do cen takich lal zmalało ;) Krótko- było co robić, ale na szczęście bardzo lubię taki wysiłek :) Wyszła trochę blada, ale ciepłe miesiące dopiero przed nami więc liczę, że następne będą bardziej opalone ;)
Teraz proszę Was, drodzy Podczytywacze, o odpowiedz na pytanie, które zaważy na losie mojego przyszłego Candy, a tym samym na Waszej wygranej... :)
Chciałybyście wejść w posiadanie kukiełki z rodziny Ofcowatych (tutaj link do tych włochatych stworzonek), czy może z rodu Lalowatych (przykład- poniższa Joanna) ? 
A teraz czas na prezentację :)
Joanna to bardzo odważna dziewczyna. Zostawiłam ją na chwilkę bez dozoru, a ona, trzask-prask i zniknęła! Okazało się, że z naszego kuchennego okna dojrzała stary, myśliwski domek i postanowiła zwiedzić go, bez konsultacji ze mną! Chatka ma już bliżej do ruiny niż do stabilnej budowli więc jak tylko się zorientowałam gdzie zniknęła to pognałam do niej w te pędy. Na szczęście okazało się, że Joanna to rozsądna poszukiwaczka przygód i poza ubrudzeniem swoich nowych śniegowców nic sobie złego nie zrobiła :) 
Pozdrawiam i do następnego ! :)

piątek, 11 stycznia 2013

Stół jadalniany w nowym kubraczku :)

Pokrywki podskakują, patelnie skwierczą, piekarnik wyciera spocone czoło, M. wywija mięsem mielonym niczym prawdziwy Samuraj nunchaku. Powód tych ekscesów kuchennych jest bardzo ważny! Jutro wielki dzień dla naszej Urszulki- Impreza z okazji Roczku :) Już się nie mogę doczekać, kiedy zobaczę wypieki z podekscytowania u naszej Sprężynka :) ale póki co trwa dyżur w kuchni ;)
Chwilowo przysiadłam z boczku na taborecie i zanurzyłam oprószony mąkom nos w komputerze, żeby troszkę odetchnąć, bo już zaczęło mi się dwoić i troić ze zmęczenia. Mam dla Was zdjęcia naszego starego- nowego stołu jadalnianego. W poprzednim poście pisałam jak ciężko jest mi wywiązać się z ustalonych planów. Stół jest przykładem na to :) Zgodnie z moim minionym kalendarzem, jego renowacje przewidziałam na 27 sierpnia 2012 roku, tak więc miałam małą obsuwę ;) Warto było jednak czekać, bo wyszedł nadspodziewanie ładnie. Jestem bardzo dumna z jego obecnego wyglądu i z...męża :) bo wyszlifował wszystkie cztery nogi. Nogi stołu - oczywiście ;) Ja natomiast obskrobałam blat, a całość pomalowałam częściowo na biało, częściowo tylko naoliwiłam :)
A tutaj drogie panie zdjęcie jak wyglądał nasz przyjaciel PRZED ;)
Przy okazji pokażę parę kuchennych detali. Elementy typowo świąteczne już schowane, ale zostawiłam zimowe akcenty i czerwone dodatki, które rozchmurzają te szarugowe dni.



Kończę, bo M. coś bąka, że pulpety niesmaczne :/ Idę więc podwoić wsparcie kryzysowe, chociaż z naszej dwójki zdecydowanie to on ma lepszy smak :)
Ściskam Was

P.S. Przypominam dziewczyny o zabawie, o której pisałam na końcu poprzedniego postu. Wciąż są dwa wolne miejsca na wzięcie w niej udziału, a mam fajne pomysły na prezenciki dla Was.... ;)
Dobra dziewczynki zamykam zapisy, mam już ful, a nawet ponad :) Zgłosiło się więcej niż 3 osóbki, ale skoro tak Was namawiałam to wyślę prezenciki wszystkim zainteresowanym :) tj:
- Patrycji z Meine Kleine Welt
- Madelince z Przeplatane kolorami
- Butterfly z Hand Made By Butterfly
- Kami 1227 z Jasminowy sen
- Agnieszka z Włoskie Słońce

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Zaległości i świąteczne migawki



Chociaż weszliśmy z mężem w Nowy Rok tanecznym krokiem, czyli wydawałoby się, że z energią,  to jak na razie mój profil systematycznej i robotnej Niezapominatki jeszcze się nie aktywował :/ Od wieków marzy mi się zaplanować parę prac, a potem zrealizować je w terminie i z sukcesem. Nie wiem dlaczego, ale jest to dla mnie niewykonalne. Prowadzę kalendarz, zapisuje przypomnienia w komórce, wieszam karteczki na lodówce, informuje całe otoczenie, żeby mnie szturchnęło, gdy istotny termin zbliży się nieubłagalnie, ale nic nie działa ;( Jestem już bliska okultyzmowi, żeby tylko nauczyć się systematyczności. Jeszcze w czasach studenckich, kiedy mój mózg był w częstszym użyciu udawało mi się zapamiętać większą ilość informacji i dopilnować najważniejszych spraw, ale i tak miałam spory problem wywiązać się z terminowych zadań. Teraz jest jednak naprawdę tragicznie! :/ Przypadki, że idę do pokoju z konkretnym pomysłem, a za chwilę nie wiem po co tam przywędrowałam, albo chwytam długopis żeby sporządzić listę zakupów i nie mam pojęcia co napisać (chociaż przed sekundką miałam w głowie kilka podpunktów), zdarzają mi się nie raz, nie trzy, a 10 i więcej razy dziennie! Koszmar! Ginę po prostu! ;( Dobrze, że prowadzę blog, bo mogę sobie tutaj zajrzeć i sprawdzić jak Sprężynka ma na imię ;)
Wstęp o mojej tragicznej pamięci (a raczej jej braku ;)) ma być wytłumaczeniem, moje kochane blogowiczki, dlaczego zawaliłam parę zagadnień z 2012 roku.
Mam ogromną nadzieję, że o nikim już nie zapomnę, jeśli jednak coś takiego niewybaczalnego się zdarzy proszę Was bez skrępowania przypomnieć mi co też przeoczyłam.

A więc przyszedł czas na odrobienie zaległości (kolejność freestylowa ;)) :

20. 12 wygrałam Candy u Ewy z blogu Shabby Shop! I chociaż losowanie nastąpiło 4 dni przed Wigilią twórczyni Rozdawajkowych cukierasów tak się wspaniale sprężyła, że paczka zdążyła dotrzeć do mnie jeszcze 24 grudnia! Mogłam więc cieszyć się prezentami w świąteczne dni. Ewa przygotowała wspaniałe podarunki, cała moja rodzinka podziwiała komplet z „Ochami !” i „Achami !” na ustach :)

Bardzo dziękuje kochana !!! :))))
Taca, serwetnik, pudełeczko z podstawkami pod kubki, pojemniczek i trzy urocze kropkowe świeczki, idealnie wkomponowały się w mój świąteczny domek. Decoupagowy motywy: bożonarodzeniowy wieniec, oraz urocze ptaszki na paczkach prezentowych, spodobały mi się już w listopadzie, kiedy to Ewa po raz pierwszy pokazała swoje prace. Chociaż nie było w tedy mowy o Candy napisałam pod owym postem, że: „Serwetnik już widzę oczami wyobraźni w mojej kuchni”. Jak widać marzenia się spełniają :)
 
Kolejny temat zaniedbany przeze mnie to wyróżnienie, które otrzymałam od Onlyhope. Bardzo dziękuje kochana, że pomyślałaś o mnie i umieściłaś mnie w gronie takich wspaniałych dziewczyn!

Natomiast Patrycja z blogu Meine Kleine Welt przed świętami Bożego Narodzenia zaprosiła mnie do zabawy „Co zrobisz, aby tegoroczne święta były jeszcze bardziej magiczne?”.
Gapa ze mnie okropna, bo chociaż temat bardzo mi się podobał odpowiedz odłożyłam na później, a potem wyleciało mi  z głowy :/ Jedyne co mogę teraz zrobić, oprócz walenia głową w podłoże i prośby o wybaczenie, to krótka recenzja z Wigilijnego wieczoru. Pati, mam nadzieje, że taka rekompensata starczy?! 
A więc do rzeczy! Ten wyjątkowy, świąteczny dzień wypadł naprawdę bardzo udanie. Przepyszne jedzenie autorstwa mojej mamy, teściowej, szwagierki i mojego wykonu dało nam siły do długiego i wesołego rozpakowywania prezentów ;) 

Dzieci odwiedził Gwiazdor, który zdaniem trzyletniej Gosi był baaardzo podobny do wujka  Macieja... ;) 

Krew się nie polała ;) a wręcz przeciwnie, wszyscy emanowali ciepłem i dobrym humorem. Pod koniec wieczoru zgasiliśmy światła dzięki czemu w pokoju rozbłysły bajkowe lampki choinkowe i ciepłe płomienie świec. Przez okno zaglądały do nas bogato nakarmione koty ;) a w ich tle migotały świątecznie udekorowane ogrodowe krzaczki  i drzewka. W takim nastroju cała 13 naszych rodzinnych gości śpiewała piękne, polskie kolędy...
Magia tego dnia na długo pozostanie w naszych sercach.
Oprócz wspaniałego wieczoru Wigilijnego spędziliśmy też fantastycznego sylwestra. Postanowiliśmy iść za ciosem i skoro pierwsze święta na swoim zorganizowaliśmy w świeżo wybudowanym domku, podjęliśmy decyzje, że ostatnią noc 2012 roku również spędzimy w naszej wiosce. Pipidówka na terenie której mieszkamy jest baaardzo maleńka, ale jak to bywa w takich wioseczkach posiada remizę... :) W niej to od wielu lat organizowane są zabawy m.in. sylwestry. Muszę powiedzieć, że nie dziwi mnie już, że remizowe imprezy mają taką dobrą opinie... ;) Pierwszy raz tańczyliśmy z M. w budynku Straży pożarnej ;) Idąc na tego typu zabawę trzeba się nastawić, na klimaty weselne ;)  z muzyką..."disco co sie błysko" ;) ale kiedy otacza nas grupa wesołych, kulturalnych, umiejących się bawić ludzi to nawet taka estetyka nie jest straszna :) Między jednym tańcem, a drugim udało nam się z M. wygrać w loterii noworocznej :) i to nie raz, ale dwa! :) a żeby było śmieszniej wylosowaliśmy jedyne w całej puli nagród odżywki do kwiatów tym samym stając się Królem i Królową Ogrodnictwa ;)
Na koniec mam dla Was niespodziewankę w postaci zabawy, w której wzięłam udział za sprawą atttea atea z blogu Smak życia. 

Warunki zabawy są następujące:

1. Pierwsze trzy osoby, które zgłoszą chęć udziału w zabawie (informując o chęci uczestnictwa w komentarzy poniżej postu) otrzymają ode mnie własnoręcznie zrobiony podarunek. Mam na to 365 dni :)


2. Chętni muszą umieścić tą wiadomość u siebie na blogu (tak więc zgłaszać się mogą tylko  posiadacze własnego bloga ! )
3. Chętni, tak samo jak ja robię to teraz, muszą pociągnąć zabawę dalej, czyli: Każdym trzem pierwszym osobom podarować prezencik przez siebie zrobiony z informacją, że wyślą go w ciągu 365dni:)

4. Proszę podejść do zabawy poważnie i rzetelnie!!! :)


Zapraszam do zabawy! i do przeczytania wkrótce :)

środa, 2 stycznia 2013

Podsumowanie 2012


Śmiało i bez zastanowienia mogę powiedzieć, że rok 2012 był najlepszym rokiem w moim życiu. Minione 12 miesięcy było tak naszpikowane ekscytującymi wydarzeniami, że 2013 rok chciałabym prosić tylko o utrzymanie w zdrowiu i dobrym stanie tego co udało nam się osiągnąć.
Najważniejsze wydarzenie odbyło się 9 stycznia, kiedy to na świat przyszedł nasz debiutancki dzidziuś :) - Urszulka.
Kolejne dni minionego roku stanowiły obserwację jak wspaniale i zdrowo rozwija się nasza Sprężynka.
Kiedy patrzę na styczniowe, a potem grudniowe zdjęcie naszej pociechy to kręcę z niedowierzaniem głową. Jak to możliwe, że dzieci w ciągu tak krótkiego czasu mogą tak diametralnie się zmienić! Styczniowa Urszulka w porównaniu z grudniową wygląda jak powiększona za pomocą czarodziejskiej pompki Pana Kleksa- istne czary mary!

Kolejnym bardzo ważnym wydarzeniem 2012 roku była budowa naszego wymarzonego domku, którą udało się przeprowadzić w oszałamiającym tempie, zadziwiającym nawet nas samych :) 

Natomiast w maju 2012 utworzyłam dwa blogi: sklepowy i ten, który właśnie czytacie :) dzięki czemu wpuściłam do mojego Niezapominatkowego Świata Was, moi drodzy Podczytywacze.

Przeglądając miniony rok znalazłam jeszcze dwa wydarzenia, które były dla mnie wyjątkowo ważne.
O pierwszym z nich nie będę się długo rozpisywać, gdyż w moim komputerze od lata czeka na publikacje post dotyczący tego cudownego miejsca. W sierpniu (niestety :( ) została sprzedana działka rodzinna, która od ponad 50 lat należała do moich dziadków. Na jej zielonej trawie najpierw wychowywał się mój tata z siostrą, potem ja z kuzynkami. Spędziłam tam najwspanialsze chwile swojego dzieciństwa i zawsze będę czuła ścisk w sercu na wspomnienie "Julinki" (tak, od imienia mojej prababci Juli, nazywaliśmy nasz ogród). Poniżej moje ulubione zdjęcie (z 1999roku ;)) które idealnie oddaje nastrój panujący w naszej oazie- ranek, na bosaka, w piżamach,z psiakami wśród śpiewu ptaków i szumu liści....Ach....

Na koniec podsumowania zatrzymałam wydarzenie, które bezpośrednio nie dotyczy mojej osoby, ale jest dla mnie ważne z wielu względów...
Moja mama to piękna i bardzo utalentowana osóbka. Jest wspaniałą kucharką, wybitnym pedagogiem, znakomitym rusycystą i świetnym ogrodnikiem :) Jednak jak każdy z nas ma też wady..... ;) jedną z nich jest wyjątkowa umiejętność unicestwiania przedmiotów elektryczno- technicznych. Niczym bazyliszek, potrafi samym wzrokiem zepsuć zmywarkę, pralkę, magnetofon, DVD, wszystko co można podłączyć do prądu ;) Złe doświadczenia zniechęciły ją do podejmowania współpracy z wszelkimi technicznymi urządzeniami. Znam swoją mamę bardzo dobrze i nigdy nie podejrzewałam, że jest w stanie czymś mnie zaskoczyć. Jednak świat jest pełen niespodzianek...! Moja mam zrobiła prawo jazdy w 1992 roku i tak jak zdała egzamin tak nigdy więcej nie usiadła za kółkiem. W sierpniu 2012roku, czyli 20 lat później ! mój tata postanowił zaszaleć i kupił mamie samochodzik (chociaż przez wszystkie lata mama nigdy nie wykazywała ochoty na posiadanie takiego cuda)  :) Można się domyślić jak bardzo musiała być zaskoczona kiedy otrzymała prezent :) Otoczenie znające antytalent techniczny mojej mamy (nie wyłączając obdarowanej i prezentodawcy ;)) z dużym niedowierzaniem podchodziło do tematu...
Od Sierpnia minęło tylko 5 miesięcy, a moja mama na dzień dzisiejszy jest zapalonym kierowcą! Uwielbia jeździć i nie wyobraża sobie jak mogła tyle lat z prawem jazdy w portfelu poruszać się tylko komunikacją miejską.
Bohaterka tej  historii jest w wieku mamowym ;) przekroczyła już magiczną granice 40 lat, ale pokazała siłę i samozaparcie które przypisuje się najczęściej młodym.
Jestem bardzo dumna z mojej mamy ale też pozytywnie naładowana energią, że MOŻNA, a co za tym idzie, że TRZEBA całe życie się doskonalić i pracować nad sobą!
Zdradzę Wam jeszcze, moi drodzy Podczytywacze, że ta nowa umiejętność dodała mojej mamie skrzydeł i pewności siebie. Wystarczy tylko na nią spojrzeć by zobaczyć jak bardzo jest szczęśliwa :)

Życzę Wam dziewczynki żebyście w 2013 roku znalazły siłę na realizacje marzeń, bo jak pokazuje powyższa historia wiele możemy dokonać!

Polub mnie