Zainspirowana Waszymi blogowymi zmianami postanowiłam
zadziałać w salonie. Większość ozdóbek mamy jeszcze w kartonach i to w nie
podpisanych, dlatego trudno znaleźć konkretne przedmioty. Na szczęście udało mi
się wykopać z jednego z nich mój ukochany talerz z białą damą, idealny na
babskie spotkanie, które dzisiaj organizuję. Miałam też spore ambicje zdążyć
przed imprezką z bieleniem sosnowych szafek, ale zdołałam pokolorować tylko
jedną z nich i to częściowo. Wczoraj do późnej nocy tańczyłam po pokoju z lampami,
obrusami, doniczkami itp. przedmiotami starając się wyczarować z nich chociaż
namiastkę przytulnego salonu. M. odmówił współpracy gdy kazałam mu wieszać
lampy na gumkach recepturkach, bo nie mogłam znaleźć sznurka. Szafka wygląda
trochę jak cielak w sosnowe łaty, ale zaraz po babskim spotkaniu wraz ze swoją
siostrą- prawie bliźniaczką i bratem- stolikiem pod TV, wróci na warsztat, żeby
przerodzić się w pięknego białego łabądka ;) Zdjęcia kiepskawe bo pogoda psia,
słońca brak i głowa fotografki boli oj boli
Po dokonaniu przemiany przyszedł czas na odpoczynek. Wraz z
kubkiem herbaty zasiadłam po raz wtóry do najnowszego katalogu Ikea...
Niestety, również po raz wtóry, przekonałam się, że jestem
rozczarowana. Przeglądając magazyn za pierwszym razem byłam zajęta Sprężyną,
miałam więc nadzieje, że kiedy maluda pójdzie spać ja w ciszy i spokoju docenię
uroki nowych Ikeowskich aranżacji. Niestety nic takiego się nie stało. Już
ostatni katalog 2012 nie przypadł mi do gustu, ale miałam nadzieję że to chwilowa
zmiana, poza tym poprzednie wydanie świetnie rozwiązywało problemy małych
mieszkań co stanowiło jego duży plus. Natomiast wnętrza w najnowszym katalogu
wydają mi się zimne i mało przytulne, a ceny zdecydowanie za wysokie. Wcześniej
Ikea kojarzyła mi się z fajnymi aranżacjami i przyjemnymi promocjami, teraz
takich w katalogu zdecydowanie brak. Ale nie byłabym sobą gdybym nie znalazła coś dla siebie :)
Mam w archiwum domowym całkiem sporą kupkę katalogów Ikei,
dlatego po rozczarowaniu tym najnowszym, sięgnęłam do starszych magazynów. Był to
miód dla mojej duszy. Spójrzcie jakie piękne wnętrza mieli nam do zaoferowania
w 1996 i 1997 roku.
Owszem, było też parę koszmarków... ;)
Wiele bym dała żeby można było jeszcze kupić takie cuda jak
ten kredens, czy lampa
Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Mniej
przedmiotów mi się podoba to też mniej tęsknot będę odczuwać.
Trochę dzisiaj ponarzekałam, ale pogoda dobra do takiego maruderstwa wiec musiałam to wykorzystać ;)
Do następnego przeczytania!