wtorek, 28 stycznia 2014

Panie Zającowe

Witam Wszystkich !
Dzisiaj przedstawię efekty pracy dwóch Przyjemniaczków o ksywach: Katar i Kaszel. Okropnie z nich męczące jednostki :/ Zaatakowały najpierw Ulkę, a następnie mnie. Oczywiście, jak to bywa z dzieciakami Sprężynce wyzdrowienie zajęło, nie przesadzając, półtora dnia ! Ja natomiast padłam na zdecydowanie dłużej. Jednak choroba okazała się pod kilkoma  względami zbawienna ;) Wyspałam się (na ile można z zapchanym nosem), odpoczęłam od codziennego gotowania i przede wszystkim przebywając w izolatce wytworzyłam dwie nowiuśkie Panie Zającowe :) Z góry przepraszam za jakość zdjęc, ale słoneczka u nas ostatnio brak, więc fotki wychodzą szarawe :(

Szyjąc Panią Malinową w głowie zaświtał mi pomysł na kolejną opowieść. Zdradzę Wam, że przydarzyła mi się podobna historia i to... niestety nie raz :( Za co bardzo przepraszam moich przyjaciół ! 
No więc, zaczynamy :)

"Zapominalska"
Pani Malinowa miała ostatnio urwanie głowy. W pracy przysłali za dużą ilość marchewek odmiany Baby, więc trzeba było zatrudnić więcej pracowników, a o dobrego obieracza karotek (takiego co za dużo nie podjada) jest bardzo trudno! W domu natomiast stary Kret Tobiasz przebił się ze swoim kopcem dokładnie na środku salonu Państwa Malinowych. No i żeby jeszcze tego było mało! Pan Zając wyjechał w zeszły poniedziałek na delegacje tak, więc Pani Zającowa została ze wszystkimi problemami sama :( W ferworze prac gospodyni zapomniała o bardzo ważnej dacie, o dniu urodzin swojej najlepszej przyjaciółki ! Pani Śliwkowej. Od lat psiapsiółki miały między sobą niepisaną umowę, że nie zapraszają się oficjalnie na swoje urodziny, tylko w ten wyjątkowy dzień po prostu wpadały do siebie na herbatkę i ploty. Pani Malinowa zorientowała się, że przeoczyła tą ważną datę dopiero tydzień później, kiedy w kalendarzu zobaczyła, że zbliżają się JEJ urodziny ! Okropna fala gorąca przeszyła jej zajęcze plecy. Na początku chciała zadzwonić do przyjaciółki z przeprosinami, ale potem wstyd wygrał i odłożyła słuchawkę zanim zdążyła wykręcić numer. 
W dniu swoich urodzin, Pani Malinowa upiekła pastelowe ciasteczka, ubrała się elegancko, usiadła na swoim ulubionym, różanym szezlongu i czekała. Bardzo się denerwowała. Po jej głowie wciąż krążyły pytania: Czy przyjaciółka obraziła się na dobre? Czy może jednak przyjdzie?
Minuty wlekły się jak godziny, a nikt nie pukał do drzwi. W końcu Pani Malinowa nie wytrzymała i podeszła do okna. Wtedy jej oczom ukazał się najmilszy widok. Ścieżką szła jej ukochana przyjaciółka Śliwkowa Zającowa !
Pani Malinowa wybiegła na dwór, przytuliła przyjaciółkę i zaczęła bardzo ją przepraszać. Śliwkowa Zającowa okazała się wspaniałomyślną koleżanką, bo nie dość, że nie miała pretensji do psiapsiółki to jeszcze przyniosła jej prezent i wspaniały bukiet róż (z własnego ogródka :))
Po wzajemnym złożeniu sobie życzeń Pani Malinowa wstawiła kwiaty do wody, odpakowała prezent (którym, okazała się piękna złota ramka), a następnie zrobiła przyjaciółce jej ulubioną herbatkę z kwiatów marchwi.
Zającowe plotkowały kilka godzin, a czas leciał niepostrzeżenie. W końcu gospodyni  wyciągnęła stare albumy ze zdjęciami. Resztę wieczoru Zającowe śmiejąc się do rozpuku wspominały minione lata swojej przyjaźni.
Kiedy księżyc na dobre zagościł na niebie, gospodyni zawołała męża, żeby tradycyjnie zrobił im wspólną fotografię. Po wywołaniu zdjęcia Pani Malinowa włożyła je do nowej ramki, a odbitkę, wraz z pięknym, zdobionym albumem wręczyła Śliwkowej Zającowej w ramach zaległego prezentu :)

Jeśli ktoś jest zainteresowany zakupem moich Zajęcy, Lalek lub Owiec proszę o przesłanie maila na:
niezapominatka@gmail.com

Teraz troszkę detali :)

Na koniec wklejam zdjęcia, które może za dużo nie pokazują, ale ich nastrój mnie urzeka :)
P.S. Jak widzicie powyżej, w momencie kiedy słońce pięknie świeciło nie dało się mojego dziecięcia odsunąć od planu zdjęciowego :/ Na szczęście przyszła pora kąpieli, dzieki czemu udało się wyrwać Zające z rąk Spręzynki ;) Teraz stoją bezpiecznie na parapecie w pracowni :)
 
Uściski  !
Do  kolejnego razu!
Wasza NiezapominATKA

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Przedstawiam Wam Martę

 
Marta to wielka miłośniczka wszelkiego ptactwa, a w szczególności sów :) W przyszłości planuje zostać ornitologiem, albo weterynarzem (wciąż się waha), dlatego kiedy we wrześniu znalazła w lesie sówkę ze złamanym skrzydełkiem, nie zastanawiając się długo zabrała małego pacjenta do domu.
Całą jesień i początek zimy opiekowała się chorym ptaszkiem, aż przyszedł dzień kiedy klatka stałą się dla sówki za mała. Choć nie była to łatwa decyzja Marta postanowiła zwrócić przyjaciółce wolność. 
Rankiem ubrała swój żółty płaszcz (w który tak bardzo lubiła wtulać się sówka), wzięła klatkę i poszła szukać miejsca gdzie znalazła swoją podopieczną. Po drodze przysiadła na pieńku, żeby jeszcze raz zastanowić się, czy robi dobrze. Jednak sówka tak mocno szamotała się między prętami, że Marta przestała mieć jakiekolwiek wątpliwości.
Szybko odnalazła stertę drewna, która na szczęście wyglądała tak samo jak parę miesięcy temu. Postawiła klatkę na drewnianej belce i  z ciężkim sercem otworzyła jej drzwiczki. Sówka jakby tylko na to czekała! Wzbiła się wysoko w niebo i zaczęła zataczać radosne kręgi. Marta długo patrzyła jak jej podopieczna szaleje w chmurach zanim zdecydowała się odejść. Jednak kiedy tylko zniknęła za stertą drewna sówka zapikowała i usiadła na ramieniu opiekunki. Marta pogłaskała puchate stworzonko. Sówka w odpowiedzi delikatnie uszczypnęła jej rude loki, przyjaźnie zahukała i odleciała.
Martę liczy 29 cm wzrostu i jest wykonana w całości przeze mnie. Zarówno ciało, ubranka, włosy, czy np. klatka dla sówki wyszły spod mojej ręki, dlatego jest unikatowa, jedyna :)

UWAGA! LALKA MARTA JEST NA SPRZEDAŻ
Jeśli ktoś chciałby zostać właścicielem Marty proszę pisać na mojego maila:
 niezapominatka@gmail.com

A może chcielibyście żebym wykonała lalkę na specjalne zamówienie? Chętnie przyjmę Wasze propozycje :)

Pozdrawiam
niezapominATKA :)

środa, 15 stycznia 2014

Nowy pokoik Sprężynki

Nareszcie finisz ! przynajmniej na jakiś czas ;) W minioną sobotę wyprawialiśmy drugie urodziny Ulki, Sprężynka dostała od rodziców nowy, własny, kolorowy pokoik. 
Jeszcze na początku stycznia był w stanie tak zwanym: surowym- zamkniętym, w ciągu tygodnia udało nam się własnymi ręcami zrobić z niego energetyzujący kącik dla sprężynującej Sprężynki :) Zapraszam do środka....
 
Na honorowym miejscu, zaraz przy łóżeczku Ulki wisi Miasteczko- plakat który wyszedł spod ręki Mery Selery z blogu Absurdalia Bachanalia i Niemoralia. To właśnie od tego rysunku zaczęła się moja fascynacja pracami naszej krakowskiej koleżanki. Pisałam już kiedyś i wychwalałam pod niebiosa Marysie i jej rysunki wraz z OPISAMI ! (są przezabawne i bardzo trafne), ale komplementów w takim wypadku nigdy nie za wiele :) MerySelery właśnie rozpoczęła nową drogę biznesowo-twórczą, sprzedaje nie tylko cudne rysunki, ale też dziecięce pościele w niepowtarzalne, bo własnoręcznie zaprojektowane wzory. Ja zakochałam się po uszy w jej twórczości dlatego też nie wyobrażałam sobie dziecięcego pokoiku bez chociaż jednej jej pracy :) Mery błyskawicznie zareagowała na moją Miasteczkową prośbę, dzięki czemu plakat zdążył dotrzeć na sobotnie urodziny (teraz czeka tylko na ramę ;)) Zajrzyjcie do niezwykłego świata MerySelery :)
http://meryselery.blogspot.com/
Największym hiciorem pokoju okazały się różowe koraliki, które powiesiłam w przejściu do garderoby. O mały włos bym ich nie kupiła, bo w sklepie wydawały się maksymalnie kiczowate i jak by to Poznaniak powiedział- bamberskie ;) Jednak moja intuicja nie zawiodła :) 
Jako dziecko miałam w swoim pokoju lampę w kształcie balonu. Ponieważ bardzo pozytywnie ją wspominam postanowiłam taką samą zmontować Ulce. Może któraś z Was skusi się na podobny projekt, szczególnie,  że wykonanie jest banalnie proste. Pokój Ulki chociaż ma białe ściany jest też mocno kolorowy, dlatego balon celowo zrobiłam ascetyczny w swojej kolorystyce, ale może kogoś z Was poniesie tęczowa wyobraźnia... :)
Jak pewnie zauważyłyście na jednej ze ścian powiesiłam proporczyki. Zazwyczaj są one szyte z materiału, jednak ja ze względu na drastycznie kurczący się czas musiałam pójść na łatwiznę. Proporczyki miały wisieć przy ścianie, więc mogły być jednostronne. Z flizeliny (z jednej strony z klejem) wycięłam trójkąty i przykleiłam na tkaninę, następnie wszystkie kawałki przyszyłam do wstążki. Błyskawiczne i bardzo przyjemne zajęcie- polecam. Jest jeszcze jeden plus owej dekoracji, stanowi ona przegląd moich najładniejszych materiałów ;) dlatego kiedy projektowałam ostatni pomysł (o nim wkrótce) ległam na dywanie i jednocześnie dumając bawiłam się z Ulką :) Cudowne rozwiązanie ;)
Pomysł na dziecięce półki znalazłam w internecie. Początkowo miałam w planach kupić w Ikei białe, wąskie półeczki, które widziałam na wielu blogach (głównie w kuchni ;)) ale po zakupie jednej okazało się, że brakuje w nich bocznych ograniczników. Ulka nieuważnie stawiając przedmioty spychała to co już na niej stało :/ Natomiast półki na przyprawy (również z Ikei) w oszałamiającej cenie 9,99 zł są szersze i zabezpieczone ze wszystkich stron, dodatkowo wykonanie z naturalnego drewna pozwala na łatwą metamorfozę :)
Jakby ktoś chciał wiedzieć, jak zrobiłam kropki na ścianie, zwane przez Sprężynkę "Kulu-lulu" :) to poniżej krótka instrukcja:

Na pożegnanie przesyłam dzisiejszy, śnieżny widok z naszej sypialni. Zima nadeszła :)

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Dłoń kobiety zapracowanej

Dzisiaj będzie krótka historyjka, ale nie byle jaka! oparta całkowicie na faktach, a dokładniej będąca fragmentem mojego życiorysu ;)

"Dłoń kobiety zapracowanej"
Krótko po urodzeniu Anielki zaczął dokuczać mi nadgarstek, ale ponieważ niewyspanie doskwierało bardziej ;) więc odsuwałam problem daleko, daleko, daleko...aż przyszło Boże Narodzenie. Praca nad kuchenką Ulki i przygotowywanie Wigilii, a następnie znieczulone ;) harce sylwestrowe dobiły moją kończynę na tyle skutecznie, że potulnie udałam się do ortopedy. Muszę dodać, że wbicie się do specjalisty po tak długiej przerwie świątecznej nie było łatwe. Na szczęście mam męża rycerza, który wywalczył w poczekalni miejsce dla kontuzjowanej Matki Polki :) Pan doktor, krzepki mężczyzna, na dzień dobry tak skutecznie chwycił mnie za nadgarstek, że aż powstałam z krzesła! Diagnoza była błyskawiczna- książkowy zespół de Quervaina (czyli inaczej zapalenia pochewek ścięgien nadgarstka). 
Myślę sobie...brzmi ciekawie, ale pytam: 
- Co z tym dalej robić ? 
Na co Krzepki Mężczyzna odpowiada:
- Unieruchomić 
- Hahah- zaśmiałam się- Prawą rękę?! Zgodzę się pod warunkiem, że unieruchomi Pan również moje dzieci, no i gratisowo odbierze im fonie. Inaczej nie da rady!
Krzepki Mężczyzna spojrzał na Anielkę i na mojego przerażonego męża:
- Właściwie to powinienem wsadzić Panią w szynę, ale rozumiem, że w tej sytuacji nie jest to możliwe. W takim razie musi Pani przynajmniej nosić opaskę uciskową no i koniecznie się OSZCZĘDZAĆ!
- Dobrze- odpowiedziałam, a ponieważ nagła wizyta u lekarza oderwała mnie od szlifowania pokoiku Ulki, okruszki tynku spadły z moich włosów na miejsce pracy Krzepkiego Mężczyzny.


Zespół de Quervaina  ma to do siebie, że w większości sytuacji ręka nic a nic nie boli, tylko w niektórych jej ułożeniach pojawia się silny ból. Nie muszę pisać, że jest to dość zgubne :/ bo bardzo łatwo zapomnieć, że jest się kontuzjowanym i że należy się pilnować. 
Przyznam, że trochę sobie pofolgowałam :/ Jak wspomniałam wyżej, przed diagnozą lekarza zaczęliśmy własnoręczny remont pokoiku Ulki (z okazji jej 2 urodzin). Pomimo zaleceń ortopedy nie wyobrażałam sobie zostawić 3/4 zrobionej pracy legnąć na kanapie i wzdychać. Musiałam dokończyć to co zaczęłam! Tak więc prawica zauciskowana jeszcze trochę poszlifowała i pomalowała zanim udała się na zasłużony odpoczynek. Dzięki temu kolejny post będzie o nowym pokoiku Sprężynki :)
Nie martwcie się, teraz juz się oszczędzam. Ponieważ szycie na maszynie nie jest szaleńczo wykańczające więc zakupiłam nowe tkaniny i tasiemki, naoliwiłam dawno nieruszanego Łucznika i z ochotą zabrałam się za działania na polu artystycznym. Co z tego wynikło zobaczycie wkrótce :) A teraz zapraszam na parę kadrów z mojej nowej (jeszcze nie do końca uporządkowanej) pracowni.

Na koniec pytanie z innej beczki. Czy ktos moze mi wytłumaczyć fenomen Teletubisi ?!!! Siedze, patrze i nadziwic sie nie moge co me dziecię w nich widzi?! Musi widzieć coś wspaniałego, bo reaguje następująco:
Wzwiazku z powyzszym chciałam bardzo podziekowac Teletubisiom, dzięki którym Matka Polka ma wiecej czasu na regeneracje swojej prawej kończyny ;)

Pozdrawiam 
Ata

sobota, 4 stycznia 2014

Pa pa 2013 roku !!!


Kochani na wstępie chciałam życzyć wszystkim odwiedzającym i ich rodzinkom samych dobrych wiadomości w 2014 roku. Wielu nowych, twórczych pomysłów i ich pięknych realizacji. Dużo uśmiechu i pozytywnych fluidów od otaczających ludzi oraz zdrowia i wiary w siebie oraz w najbliższych.

Chciałam również bardzo Wam podziękować za to, że odwiedzacie mój blog, komentujecie i podnosicie na duchu kiedy tego potrzebuję. Mam nadzieję, że będziecie ze mną i z moim blogowym światem przez kolejne 365 dni :)

Zanim jednak uchylę rąbka tajemnicy jak wyglądają moje plany na najbliższe miesiące, zajrzyjcie ze mną na moment do minionego 2013 roku.

- 2013 rok minął nam pod hasłem "Ciąża-Poród-Anielka" ;) 

- Po wielu chwilach zwątpienia udało nam się wykończyć górną sypialnie dzięki czemu uzyskaliśmy nowe przestrzenie, a co za tym idzie... również więcej sprzątania ;)

- Pomimo ciążowych trudności we wrześniu zaprawiłam półtuzina słoików, co było dla mnie na tyle dużym osiągnięciem, że umieszczam to na liście super dokonań 2013 roku ;)
Sprężynka po dziś dzień siedzi przy drodze i sprzedaje nasze frykasy ;) :)

-  Mój tata wraz z M. skonstruowali prowizoryczny, ale duży i uroczy taras reprezentacyjny, bez którego minione wakacje nie byłyby takie przyjemne :)
Patrząc na to zdjęcie zatęskniłam za latem ! A Wy?
- Co jednak najważniejsze w 2014 rok wkraczamy jako rodzice dwóch zdrowych, wspaniałych i ślicznych córeczek :))))
 
Nowy rok niesie z sobą nadzieję, na odmienienie tego co nam się nie podoba w otaczającym nas świecie i w nas samych, daje przyjemne uczucie nowego, niezapisanego rozdziału w naszym życiu. Nie bójmy się marzyć, planować i stawiać sobie nowych wyzwań, bo bez tego nigdy nie ruszymy do przodu. Łapmy więc noworoczny wiatr i lećmy na nim jak najdalej!
Wasza Ata :)

Polub mnie