wtorek, 3 września 2013

Zregenerowany salon i szaleństwo mirabelkowe

Zgodnie z obietnicą przedstawiam nasz wybielony salon :)
Muszę przyznać, że sporo się przy nim narobiliśmy, a to głównie dlatego, że z odnowieniem większości mebli trzeba było zdążyć w niecałe dwa tygodnie. Zważając na mój stan i na to, że M. nie wziął jeszcze ani jednego dnia urlopu, a po powrocie z firmy głównie zajmował  się pracami budowlanymi to nadzwyczaj szybko daliśmy radę odszlifować i odmalować uzbierane graty :)  Nawału pracy nie wytrzymała tylko szlifierka. Przy zdzieraniu kredensowej warstwy lakieru przestała trzymać papier :( W związku z powyższym  widoczny na pierwszej fotce stary kredens jest pobielony tylko en face, natomiast profile i wnętrze pozostawiają wiele do życzenia... ale i tak jestem zadowolona :) Pod papier ścierny i pędzel poszły również stolik, szafka pod telewizor, komoda i szafa na książki, stół oraz jedno krzesło (pozostałe trzy muszą poczekać na nowe życie szlifierki). 


Najwięcej zastanawiałam się nad reanimacją (bo w jego przypadku tylko takie słowo pasuje ;) ) starego stolika ikeowskiego. Był tak zniszczony, że właściwie należałoby go wyrzucić, ale niestety budżet rodzinny nie pozwalał na kupno nowego, dlatego myślałam, myślałam i w końcu  wymyśliłam :)  Przy Sprężynkowych harcach stolik kawowy w wersji "Z Serwetką" całkowicie odpadał, (a jak się domyślacie taki właśnie mi się marzył). Postanowiłam więc oszukać mą przebiegłą córcie i przytwierdzić koronkowy wzór na stałe do blatu :) Na "sosnowy" wierzch położyłam plastikową serwetkę następnie całość parokrotnie potraktowałam białym akrylem do drewna. Po oderwaniu serwetki miałam to co chciałam :)
Ewentualne rozmazy zmyłam patyczkiem namoczonym w zmywaczu do paznokci, a na koniec cały wzór delikatnie przejechałam białą farbą (żeby serwetka mocno nie kontrastowała). Po drugiej stronie blatu srebrną farbą odbiłam ten sam motyw (niestety widzę, że na zdjęciach jest przysłonięty tacą :/). W każdym razie efekt wyszedł zadowalający :)
Oprócz prac upiększających naszą hacjendę znalazłam chwilę, żeby wybrać się na podbój alei mirabelkowej. Naiwnie wzięłam ze sobą jedynie mały koszyczek (niczym ze święconki), który ni w ząb nie pasował do ogromnych ilości toczących się zewsząd mirabelek. Ponieważ byłam z mamą i Sprężynką więc rąk do pracy też było co niemiara. W efekcie pchałyśmy kolorowe kulki we wszystkie zakamarki wózka Ulki. W domu powstał przepyszny placek mirabelkowy, upieczony z przepisu wygrzebanego z blogu Rogalik ( tutaj link bezpośrednio do ciasta ) :) Mniam! Polecam jest błyskawicznie prosty- niczym mufinki, dodatkowo uniwersalny bo pasuje do wszystkich sezonowych owoców, a na dodatek smakuje jak wyciągnięty prosto z babcinego pieca :)
 
Pomimo tego, że placek piekłam dwa razy, a część mirabelek wzięła ze sobą moja mama  i tak siedzieliśmy, wraz z mym dzielnym małżonkiem, do pierwszej w nocy i obieraliśmy, a następnie gotowaliśmy kompoty z pozostałej ilości miniaturowych śliwek.
Wracając jednak do meblowych poczynań chciałabym Wam przedstawić zabieloną komodę (na razie bez uchwytów) od której zaczęła się nasza przygoda z odnawianiem salonu. 
Chociaż na zdjęciu tego nie widać, wierzcie mi na słowo, była potwornie zniszczona. Pomimo moich nalegań M. nie kwapił się żeby ją wynieść na dwór i wyszlifować, a mi ona tak przeszkadzała.... 
Któregoś dnia mąż mój wrócił umęczony z pracy, a tu cały salon w bieli ! I to nie bieli farbowej, ale wiórowej. Bieli którą stworzyłam podczas szlifowania szlifierą wprost w salonie, przy obecności wszelkich kanap, dywanów, kieliszków,  poduch itp. elementów szczególnie lubiących wchłanianie pyłu. Memu mężowi ręce opadły, (a że ma długie to otarły się o zakurzoną podłogę ;)) i rzekł: "A jednak nie wytrzymałaś". Guzik prawda! "Wytrzymywałam bardzo długo z tymi niedopasowanymi sosnowymi, zjechanymi  meblami"- odparłam chojraczo, strzepując pył z ciążowego brzucha. M. tylko westchnął i spytał co następne planowałam zaatakować, to on to po objedzie zrobi :) Ha ! :) I w ten sposób zwerbowałam do akcji Odnawianie Salonu silnego mężczyznę, który nie ukrywam, bardzo mi się przydał ;)
Do przeczytania !


Polub mnie