Post z 13.08.2012
Internetu nadal u mnie ani widu ani słychu. Telewizor
odbiera jedynie baaardzo zaśnieżoną dwójkę. Komórka, a raczej Orange też
szwankuje. Z telefonem najszybciej mogłabym się rozprawić, ale jak pomyśle, że
mam po raz dziesiąty zadzwonić na infolinie to mi się coś w brzuchu przekręca i
bynajmniej nie są to motylki podekscytowania. Ogólnie jestem odcięta od świata,
więc jeśli ktoś chce poczuć co to znaczy życie w pipidówce to zapraszam
serdecznie, szczególnie, że warunki mieszkaniowe są już na poziomie dwóch
gwiazdek, a miejscami nawet trzech. Panele i kafelki położone, woda i WC w
domu, okna umyte, więc jak ktoś będzie próbował wtargnąć to przynajmniej da się
przez nie dojrzeć „rys charakterystyczny”. Tylko ciepłej wody brak i kuchni z
prawdziwego zdarzenia, ale to już niebawem zostanie zmienione.
Proszę spojrzeć jakie dziecko szczęśliwe pomimo (delikatnie mówiąc) bałaganu. Jedno jest pewne, Ulka pedantką nie jest. |
Sprężyna po intensywnych wygłupach z mamą w końcu zasnęła, a ja
zrobiłam sobie kawkę wyciągnęłam czekoladkę (mam nadzieje, że moja mama tego
nie czyta) i biorę parę oddechów spokoju przed kolejnym sprężynowym natarciem. W zeszłym tygodniu odwiedziła nas moja teściowa. Złota kobieta umyła mi
większość okien, pomogła ustawić prowizoryczną kuchnie i zajęła się małą kiedy
ja kończyłam malowanie. Pod tymczasowymi schodami mój tata
konstruktor-wynalazca wybudował niezwykle pojemną skrytkę, która ma służyć za
moją pracownie, a póki co będzie pokojem gościnnym. M. karci mnie, że nie
wypada trzymać gości pod schodami, ale ponieważ jako pokój teściowej skrytka
sprawdziła się rewelacyjnie więc nie zważam na jego grymasy i po raz kolejny
zapraszam do naszego domku – jest gdzie przenocować. Ale co ja tam będę pisać,
zobaczcie sami.
Jak na razie wtope daliśmy tylko z oknami (to może w osobnym
poście bo nadal jest to temat drażliwy), kabiną i kafelkami w kuchni. Okien nie
można już wymienić, kabinę mam nadzieje, że jeszcze tak (chociaż M. zgubił
paragon), ale z kafelkami w kuchni to dałam ciała ja. Przykazałam mistrzowi od
ceramiki ściennej zafugować kuchnie fugą od kafelków z wiatrołapu. I tak
zamiast jasnobeżowej fugi kafelki w kuchni dostały potężną dawkę ciemnej
czekolady. Ponieważ są stylizowane na „otrzaskane zrębem czasu” wyglądają teraz
jak nie tylko obśrupane, ale również poważnie brudne i to nie tylko kurzem
zamierzchłych dni, ale brudem szaletowym. Koszmar!
Mój kochany tata próbował mnie pocieszyć, że kiedy pojawią
się szafki to na pewno kafelki nie będą rzucać się w oczy, ale kiedy dziesiąta
osoba zapytała mnie dlaczego pan który kład płytki tak nabrudził chwyciłam za
śrubokrent i zaczęłam dłubać. 30 minut i piętnaście kafelków zostało
obskrobanych (w tym trzy uszkodzone- i tutaj chwała nam za wybranie ceramiki
stylizowanej na staroć). Niestety czekoladowa fuga wgryzła się nie tylko w
szpary pomiędzy kafelkami ale również we wcześniej wspomniane fabryczne
obskrobania dlatego oprócz śrubokręta muszę także pracować pędzelkiem,
szczoteczką i płynem do usuwania tego typu zabrudzeń. Na szczęście wydrapywanie
fugi jest całkiem przyjemne i nie idzie tak strasznie jak początkowo
przypuszczałam, niemniej jednak jest to czasochłonne i bardzo brudzi otoczenie.
Zobaczymy. Żyję dużą nadzieją, że uda mi się doprowadzić kafelki do stanu
zerowego i zafugować je na jaśniejszy odcień.
Postarzane kafelki do kuchni są fantastyczne. Ciemna fuga mi osobiście nie kojarzy się z szaletem. Śmieszna sprawa z tą pomyłką koloru bo wczoraj jeździłam po sklepach z ceramiką i pani z w jednym ze sklepów z kafelkami opowiadała jak sama popełniła podobną pomyłkę jak Ty. Skoro ona się pomyliła to każdemu taka przygoda przytrafić się może.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
T.
Ciekawe jak ta pani usunęła swoją fugę? ;)Ja wciąż się waham czy ją likwidować, czy może rzeczywiście zobaczyć jak to będzie wyglądało z szafkami. Odwiedziłaś sklep z ceramiką- czyżby szykował się jakiś remont ? ;)
Usuń