U nas życie wiejskie trwa pełną parą. W zeszły łikend
byliśmy na działce moich teściów żeby obrabować grządki. Ulka zjadła tam
pierwszy raz malinki i baaarrrrdzo jej zasmakowały
Z wyprawy przywieźliśmy mnóstwo skarbów, które trzeba było
przerobić na przetwory. Dwa kosze buraków, selera i pietruszki udało się szybko
zagospodarować. Natomiast przerobienie na słoiki wanny (dosłownie) ogórków
zajęło mi cztery dni. Pewnie dlatego, że z każdą godziną robiłam to wolniej i z
mniejszym zapałem... Ale się udało. Teraz słoiki stoją w spiżarni i czekają na
głodne brzuszki.
Miałam też bardzo miłą wizytę. Przyjechała do nas moja
przyjaciółka i przywiozła mi prezent taki jak najbardziej lubię: własnej roboty
i pyszny. Asiu jeszcze raz dziękuje.
Na powitanie gościa postanowiłam upiec jabłecznik, ale w
trakcie mieszania składników odkryłam, że nie posiadam proszku do pieczenia. W
wiosce sklep jest kawał drogi od naszego domu więc musiałam poradzić sobie z
tym co mam. Na szczęście mamy już internet! I jak to najczęściej bywa w XXI
wieku, nie Zorro, nie Mr. Proper, ani nawet Batman, ale właśnie Internet
uratował mnie z opresji. Wygrzebałam z sieci idealny przepis, prosty, szybki i
bez proszku. Trochę go zmodyfikowałam i wyszły cudowne, puszyste mufiny. Mniam
i Palce lizać. O ich pyszności świadczy fakt, że od czwartku upiekłam je już
dwa razy. Tutaj link do oryginału, a u dołu przepis który piekłam.
Mufinki czekoladowe
* 5 jajek (osobno żółtka i osobno białka)
* 5 łyżek mąki
* tabliczka czekolady mlecznej
* ¾ kostki masła
* cukier puder- trochę więcej niż połowa szklanki
* konfirura (niekoniecznie)
1. Masło, czekoladę i cukier puder rozpuścić w garnku.
Zmieszać na gładką masę. Troszkę ostudzić.
2. Jak ostygnie przelać do miski z żółtkami i mąką. Dobrze
wymerdać.
3. Białka ubić na sztywną pianę. Dołożyć do powyższej masy i
dobrze wymieszać.
4. Nakładać (i to jest chyba najtrudniejsza część przepisu)
do mufinkowych foremek.
5. Piec około 25 min. w 160 stopniach.
6. Mufinki pięknie urosną, a potem, podczas stygnięcia
równie pięknie opadną więc proszę się nie przejmować. Ja w powstałe kratery
nałożyłam łyżeczkę konfitury wiśniowej (oczywiście tej prezentowej)
Ostatnio męczy mnie temat kuchni. Mamy w planach kupić
szafki z IKEI, ale zaprojektowanie wszystkiego tak, żeby było funkcjonalne i
jak najtaniej jest, co tu dużo mówić- wkurzające. Wciąż wyskakują jakieś
trudności w wymiarach, cenach i dostępności. Od dawna w mojej wymarzonej kuchni
istniała wizja tapety i to konkretnej- w truskawki. Jednak kiedy przyszło do
zamawiania i okazało się, że rolka takiego cuda kosztuje 145 zł to mina mi
zrzedła, nie wspominając co na to powiedział mój M... W każdym razie temat
ucichł do czasu kiedy w naszej klamociarni nie znalazłam pięciu rolek całkiem
przyjemnej tapety. Nie jest wprawdzie w truskawy, ale JEST i to jest jej dość
duży plus. Poza tym we wcześniejszych wersjach brałam pod uwagę łąkowy
wzór. Jedynym minusem jest kolor. Niebieski do mnie nie przemawia, jest smutny,
szary i zimny. No i tak sobie myślę: raz
truskawy, a raz kwiatki, raz truskawy, a raz kwiatki i tak w kółko.
Oprócz okupowania
kuchni w miniony łikend zaatakowałam hałdę gruzu pod domem. Mąż wsadzał drzewa,
a ja walczyłam z resztkami cegieł, betonu, kafelek, dachówek i mnóstwem innych
dziwactw. Nie wiem czy nie powinno być na odwrót.... ale już za późno.
Czego się nie robi, żeby odsunąć zaprawianie kolejnych
słoików z ogórkami.
Ula, przegrzeczne dziecko była taka cichutka.... dopiero
potem okazało się dlaczego...
I to by było na tyle. Czeka na mnie w tym tygodniu 35
tujek więc życzcie mi powodzenia.
pyszne te muffinki musiały byc, mam słabośc do muffinek, do się je robi ekspresowo! :)
OdpowiedzUsuńmalinki mojej Zośce też smakowały oj i to jak!
:)
a to co na stole leży to tapeta, czy kawałek materiału? śliczne! cokolwiek to jest!
i UROCZA półeczka!!! ja też chcę taką :) :) :)