Utworzyłam bloga, a potem zniknęłam. Wstyd mi okropnie, ale
tyle się dzieje wokół mnie i mojej rodziny, że nie nadążam. Przydało by mi się
parę gadżetów Harrego Pottera. Klepsydra pozwalająca na cofanie w
czasie, błyskawicznie latająca miotła, no i koniecznie peleryna niewidka. Niestety nie
mam żadnego z powyższych udogodnień więc musze być zdana na stare sposoby tj.
kawę, pomocnych rodziców i wyrozumiałego męża. Na rodzinnej tablicy korkowej z
aktualnościami mamy na ten tydzień wywieszone hasła: Tynkarze = przygotować
plac budowy do ich poniedziałkowego wejścia. Przeprowadzka = wywieść wszystkie
meble (i nie tylko) z kawalerki bo w przyszłym tyg. wprowadzają się lokatorzy.
Parapetówka ( a raczej betonówka) = w przyszłą sobotę. Tu chyba nie muszę nikomu
tłumaczyć ile się trzeba nachapać, żeby ugościć dwudziestkę kibiców. Zlecenia =
które na bieżąco ( i bardzo dobrze) spływają do mnie, a czas ich realizacji
jest zazwyczaj bardzo krótki. Malutka Uleńka = piąty miesiąc skończony, więc
uwagi i zainteresowania potrzebuje coraz więcej. Mężuś ukochany = adorować,
prać i prasować (i tu mnie zastanawia dlaczego na tablicy owego mężusia nie ma
żadnego podpunktu o adoracji żony ?!) A żeby było tego mało, proces realizacji
powyższych planów spowolniają wyrzuty sumienia, że: niedokończony kurs prawa
jazdy leży odłogiem, że wiele maili jestem w plecy, że ciocie i babcie
obiecaliśmy zawieść do naszej przyszłej kwatery, że należy zrobić maraton po
galeriach i poreklamować własne wytwory, że czas odwiedzić fryzjera no i że
zjadło się za dużo a obiecywałam, ze schudnę do parapetówko-betonówki. Ach! Dobrze, że pogoda chociaż w kratkę, bo
inaczej do listy musiałabym dopisać: podlewać, pielić, przesadzać, spulchniać,
wyrywać itp. Ufff... no to mi ulżyło. Przyznaje, oprócz gonitwy zadaniowej
miałam też momenty leniuchowania, z których to chwil przekazuje foto-relacje, a
że pogoda kiepskawa to miło będzie popatrzeć na słoneczko.
Zdjęcia powstały w ogródku mojej mamy. Nasz ogródek na razie
jest w fazie początkowej i choć położenie ma wyjątkowo urokliwe to ma jeszcze
sporo do podrośnięcia. W najbliższym czasie obiecuje ujawnić parę jego zdjęć,
ale najpierw musze takowe zrobić, bo te co dotychczas powstały wywołały śmiech
wśród oglądających (plus komentarze: „Noooo...super patyczki wystają Ci z tego
piachu”). Dlatego post o naszym ogródku
powstanie jak go troszkę podrasuje, a na razie będę obfotografowywać dzieło
mojej mamy, bo jest co podziwiać.
Żeby nie było, że jestem leniwiec i tylko pije kawkę i muce
truskawki umieszczam zdjęcia moich prac, które wykonałam kiedy mnie nie było
na blogu. Proszę się nie dziwić podpisom na fotkach bo pochodzą one z mojego
sklepowego bloga ( tu mała reklama ;) ) i już mi się nie chciało przerabiać
napisów.
Ponieważ za oknem pada i wieje przesyłam pozytywne fluidy w postaci słonecznego zdjęcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz