czwartek, 29 sierpnia 2013

Wyjaśnienia i dwa Obciążniki

Przyszedł czas wytłumaczyć dlaczego tak mało, a raczej w ogóle nie bywam wśród Was. Nie myślcie sobie, że powodem jest słomiany zapał do prowadzenia swojej strony. Nic z tych rzeczy. Ogromnie brakowało mi Waszych blogów i tęskniłam za tworzeniem wpisów. Często łapałam się na wymyślaniu przed snem treści kolejnego postu, który niestety później i tak nie powstawał :(
Od lutego mam dwa obciążniki... Jeden- krąży wokół mnie, z duuuużą i nieprzewidywalną prędkością.
Oto on :)

Natomiast drugi, póki co jest przytwierdzony do mnie na stałe i dość diametralnie zmienił mój środek ciężkości...
Wiem, wiem, "Ciąża to nie choroba" jak głosi ulubione powiedzenie pracodawców ;) ale jeśli to prawda to w takim razie moja musiała zmutować się z jakąś okrutną grypą żołądkową, która trzymała mnie w szachu dzień i noc przez 4 miesięce ;(((( Ulka jako roczne i półtoraroczne dziecko oczywiście nie zdawała sobie sprawy ze stanu zdrowia swojej mamusi co dość utrudniało nasze wspólne relacje...  Po paru guzach i sporej ilości zaaranżowanych przez Sprężynkę tzw. Niebezpiecznych Sytuacji trzeba było zaangażować do pomocy moją mamę.
Kiedy poczułam się już lepiej, a mama wróciła do siebie, przyszła upragniona wiosna, a wraz z nią ogrom pracy w ogrodzie, no i spore zaległości w domu.
Na szczęście wynaleziono taki cud jak agrowłóknina :) która uratowała mnie od syzyfowego pielenia chwastów. Wyłożyłam nią wszystkie grządki i tzw. trumny, czyli podwyższone zagony :) Jeśli ktoś jeszcze nie spróbował zabawy z tą czarną materią to gorąco polecam, połowa pracy w ogrodzie (i to tej mało przyjemnej) odeszła w zapomnienie.
Mieliśmy też niemiłą historię ze zdrowiem Urszulki. W trakcie rutynowych badaniach wykryto u niej bakterie Pseudomonas aeruginosa. Pomimo braków jakichkolwiek objawów lekarka wysłała Ulkę do szpitala na 10 dniową kuracje antybiotykową. Zdrowe, energiczne, wszędobylskie dziecko mieliśmy wysłać do szpitala, zamknąć w pokoju z naprawdę chorymi dziećmi i parę razy dziennie unieruchamiać, na czas podania kroplówki. Byłam załamana. Gdyby Ulka źle się czuła, to szukalibyśmy pomocy wszędzie, ale po niej nie było widać nawet grama osłabienia, a co dopiero mówić o chorobie. Ciąża automatycznie wykluczała moją obecność przy Urszulce, już nie mówiąc o nowych chorobach, które Sprężynka mogła przynieść do domu ze szpitala ! Minęły dwa bardzo nerwowe tygodnie zanim trafiliśmy na lekarza, który rozsądnie podszedł do tematu. Po kolejnych badaniach, których wyniki w większości okazały się poprawne! przepisał Ulce antybiotyk w kroplach do oczu (tylko tam przebywała bakteria). Po tygodniu nasz Sprężynujący Zbój był już całkowicie zdrowiusi :) a my uniknęliśmy szpitala :)
Potem nastały kosmiczne upały, które dla brzuchatych ciężarnych były koszmarem. Ponieważ "udało mi się" parę razy stracić przytomność (co nigdy wcześniej mi się nie przydarzyło) dostałam lekarski zakaz przebywania na słońcu. Natomiast dla energicznej Sprężynki, żar lejący się z nieba nie stanowił żadnego problemu, a wręcz przeciwnie! Dzięki upałom można było:
- godzinami pluskać się w basenie i to parę razy dziennie :)
- biegać pod wodnymi biczami
- jeść do woli ulubione owocki
 -grasować na sianie
- oddawać się ulubionemu zajęciu, czyli koszeniu trawy z tatą :)
- oraz ćwiczyć wspinaczkę po płotach i ogrodzeniach. Tutaj mama zdjęć raczej nie robiła, bo O DZIWO! jak tylko widziała Ulkę wiszącą na siatce, czy furtce zamiast biec po aparat biegła (z brzydkim słowem na ustach :/ ) w kierunku zwisającej jednostki. Na dowód jedyna powstała fotka (kliknięta w początkowym stadium wspinaczki)

Jak widzicie Ulka nie należy do spokojnych dziewczynek. Jest kochana, towarzyska, wiecznie uśmiechnięta i nic jej nie przeszkadza, ale wypełnia ją ogrom siły i energii, ma też wyjątkowe zamiłowanie do sportu,  ruchu, ekstremalnych wyzwań, a po dziadku odziedziczyła pomysłowość MacGyvera, dlatego bardzo trudno było mi nad nią zapanować. Musiałam w 100% poświęcić się opiece nad Ulką, a w wolnych chwilach nadrabiałam zaległości w domu i w ogrodzie. Moja pracownia legła w gruzach, w przenośni i dosłownie. Praca nad jakimkolwiek plastycznym zleceniem stała się właściwie niemożliwa, dlatego sporo zamówień musiałam odrzucić. Część z nich, jak np. Wymianka z Myszelką (umówiona jeszcze w grudniu) wstyd przyznać ale przeze mnie nie została zrealizowana :( Mam nadzieję, że Myszelka mi to wybaczy :(
Dostałam też wspaniałe prezenty, od Patrycji z blogu Meine Kleine Welt i Jerzynki z Wietrznych przemeblowań za które już dawno powinnam publicznie podziękować ! Oba sprawiły mi ogromną radość i zajmują honorowe miejsce w naszym domku :)
 
Wracając jeszcze do tematu "Dlaczego Niezapominatka zniknęła", nie mogę nie wspomnieć, o jeszcze jednej trudności, a mianowicie o fakcie, że wszystkie powyżej opisane przeze mnie wydarzenia odbywały się wśród kurzu, hałasu i wtórze robotniczych przekleństw, gdyż wraz z nadejściem lata rozpoczęliśmy wykańczanie górnego piętra domu. Do zimy zdołaliśmy zrobić tylko parter, a góra stała nietknięta. Teraz, kiedy na świecie ma się pojawić Anielka :) (no właśnie ;) tym samym zdradziłam, że będzie to kolejna dziewczynka :) ) postanowiliśmy zrobić wszystko, żeby mieć do dyspozycji przynajmniej jeszcze jeden pokój- czyli górną sypialnie. Na dzień dzisiejszy przez nasz dom przewinęła się ekipa: Panów Ścianiarzy, Panów Podłogarzy i Panów Hydraulików (jeśli chodzi o ilość wytworzonego hałasu to jest to moja "ulubiona" brygada :/ ) Teraz z utęsknieniem oczekujemy Panów Suficiarzy, którzy niestety trzeci raz przekładają termin swojego nadejścia :(  Zupełnie nie są wrażliwi na argumenty, że terminu porodu Anielki nie da się już tak łatwo przesunąć, a wiadomo, bez czego jak bez czego, ale zimą bez sufitów, z noworodkiem mieszkać się nie da :/
Do końca października zostały dwa miesiące, mój instynkt Wicia Gniazda wzmaga się okrutnie, a ja wciąż nie mam gdzie WIĆ!!!! Wciskam więc wszelkie niemowlęce gadżety po różnorakich kontach naszego parteru z wielką nadzieją, że jak przyjdzie Ten dzień to będę pamiętać gdzie co włożyłam :/ Ponieważ mam sporą potrzeba opanowania przestrzeni wokół siebie, a nie mogę szykować kącika dla Anielki postanowiłam ogarnąć to co już mamy, czyli salon i kuchnie. Z salonem poszło mi całkiem nieźle. Zawdzięczam to głównie dziadkom Ulki, gdyż zabrali naszą Sprężynkę na ponad dwa tygodnie do siebie co pozwoliło mi wyszlifować i pomalować większość mebli :) Jednak o tym będzie w następnym poście, który już czeka na  publikację :) Kuchnia jest jeszcze w trakcie drobnych ulepszeń, więc w tym temacie nic jeszcze nie obiecuje. 
 Do przeczytania !






26 komentarzy:

  1. Kochana - po pierwsze - ogromne gratulacje !!! i wielki ukłon dla Ciebie bo dzieje się naprawdę sporo :)) wszystko wygląda pięknie na Twoich zdjęciach i Ula już taka "dorosła" :)) Życzę Ci zatem spełnienia marzeń o górze i wielu wspaniałych chwil :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje bardzo za życzenia i za miłe słowa :)

      Usuń
  2. no Ato, a to ci niespodziewajka! gratulacje wielkie i cieszę się niezmiernie że Anielka {piękne imie} przyjdzie na świat :)
    trzymam kciuki za wszystko już teraz i za sufity i za wyprawkę i za poród!!
    aleś się ukrywała ;)
    ściskam delikatnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kciuki bardzo się przydadzą, szczególnie za krótki poród, bo ostatni trwał 31 godzin :/ Tak więc trzęsę portkami na samą myśl... :/
      Ja też ściskam (podwójnie :))

      Usuń
  3. Fajnie, że już jesteś, a w zasadzie jesteście dziewczyny:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratuluję! Bardzo współczuję pierwszych miesięcy w mdłościach. A Twoja Sprężynka to świetna łobuzerka :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Niezapominatko! Serdecznie gratuluję i życzę cierpliwości w wiciu gniazdka :)
    Na pewno ze wszystkim z czym trzeba zdążycie do porodu :).
    Ja jestem z października :)

    Uściski ślę!

    OdpowiedzUsuń
  6. No, Błękitna Brzuchatko, toś nam niespodziewajkę zrobiła:) Ciuszki chowasz jak wiewiórka orzeszki "na zapas":)Trzymam kciuki za pomyślne rozwiązanie, sufity i za całą resztę!

    OdpowiedzUsuń
  7. Oooooooooo, gratulacje! Dobrze, że najgorsze już za Wami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No w sumie to nie wiem, czy to najgorsze za nami... ;) Przede mną jeszcze poród :/ a to nie należy do najprzyjemniejszych zadań ;)

      Usuń
    2. Przynajmniej to zadanie jest hmmm, stosunkowo szybkie ;) I nagroda natychmiastowa.

      Usuń
    3. Każdy poród w końcu się kończy i można przytulić Maleństwo. Więc jakby nie było, to dasz radę. Skupienie tylko na efekcie końcowym ;)

      Usuń
    4. Gdyby nie ten Efekt Końcowy to by było totalnie przegwizdane ;) A tak :) masz rację- jest na co czekać :)

      Usuń
  8. Dziękuje dziewczyny za wsparcie :) Z takimi pozytywnymi fluidami musimy dać radę ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jej! Jeeeej! Tyle zmian! Często wpadałam do Ciebie i zastanawiałam się co się dzieje. Teraz już wszystko jasne! Gratuluję! :) :) I życzę Wam dużo zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
  10. Pewnie nie uwierzysz,ale dzisiaj o Tobie myślałam,zastanawiałam się czemu Cię nie ma.Byłaś jedną z pierwszych osób które poznałam na blogu i bardzo,bardzo polubiłam.Tym bardziej cieszę się,że opowiedziałaś nam jakie wielkie zmiany są u Ciebie.Cudowne!!!Ja podobnie jak Ty miałam najpierw córcię,równie żywą jak Sprężynka a po półtora roku urodziła się druga.I życzę Ci jak u mnie było aby pojawił się jeszcze mały cudny chłopiec:))No,za parę lat:)Gratuluję Ci z całego serca,bo jak mówi się w mojej rodzinie,jak dziecko w drodze to wielkie szczęście się zbliża:)Wiem,jak ciężko wszystko jest pogodzić ale dasz radę!!!Koniecznie odzywaj się!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak to z lekarzami jest. Najlepiej iść do kilku i zasięgnąć opinii. Dobrze , że tak zrobiliście. A szpital to nic dobrego dla małej, kłucie, ciągłe badania, kroplówki, brr wiem coś o tym bo z jednym i drugim dzieckiem trochę przeleżałam w szpitalach, na szczęście na nic groźnego.
    Drugi poród często jest lżejszy, tak też było w moim przypadku, więc życzę szybkiego rozwiązania, szczęśliwego. I oby remonty szybko i sprawinie się zakończyły, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. tak czułam, że Twoje zniknięcie ma swój "POWÓD" i proszę ;)
    piękne zdjęcia!! jak zawsze!
    a Sprężynka tak bardzo się Wam zmieniła!! "wydoroślała"...
    u nas także niekończący się remont...poprawki...wykończeniówka, tylko nasza "firma" to mój mężuś, który robi wszystko...z tym, że jak Twoi "suficiarze" raz po raz przekłada terminy ;) ale wiadomo, że szewc bez butów chodzi-prawda?
    POZDRAWIAM
    i dobrego samopoczucia dla Was :)

    OdpowiedzUsuń
  13. cudownie się Ciebie czyta:)
    gratuluję Nowego Maleństwa i życze powodzenia i siły w godzinie 0. może przez te ciężkie pierwsze miesiące rozwiązanie będzie banalnie łatwe i szybkie? trzymam kciuki i pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Piękne sielskie anielskie klimaty:)
    Taką małą porcję energii nadmiernej też mam w domku, więc wiem co to znaczy:):):)
    Trzymam Kciuki za jak najszybszy poród, moja druga i trzecia faza trwały nie całe trzy godziny czego i Tobie życzę!!!!:)
    No i za to by panowie w końcu przyszli zrobić sufit też mocno kciuki zacisnę!:)
    Pozdrawiam serdecznie!:)

    OdpowiedzUsuń
  15. wspaniale, że jesteście!!!:-) naprawdę sporo się u Ciebie dzieje, ale na szczęście masz wsparcie :)
    Urszulka jest cudowna, bo ma cudowną mamę trzymam kciuki za poród (miałam podobnie tylko z chłopakami - teraz mają 5 i 15:);
    Piękne imiona wymyśliliście dla swoich dziewczynek - bardo mi się podobają :)
    pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Przyłączam się do gratulacji :* Sprężynka śliczna panieneczka! I jaka radosna. Życzę szybkiego zasufitowania ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. ja również trzymam kciuki za Ciebie, za pomyślne rozwiązanie :) świetnie sobie radzisz ze wszystkim.. ciąża , budowa domku, małe słodkie rozbrykane dzieciątko i jeszcze wyhodowałaś takie piękne warzywa :) jestem pod wrażeniem. Ja mam podobną sytuację, tez mamy wykończony tylko parter domku, mam 5 miesięczną córeczkę, warzywniak też mam, ale w opłakanym stanie :P w przyszłym roku zrobię tak jak radzisz, spróbuję wyłożyć grządki folią :) pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Dziewczyny ogromnie dziękuje za Wasze Dobre Słowa, nawet nie wiecie ile mi dodają otuchy w tym nerwowym okresie oczekiwania na rozwiązanie. Muszę przyznać, że jesteście świetne w trzymaniu kciuków za Panów Suficiarzy, bo właśnie pisząc ten komentarz stukają i pukają nad moją głową :) Nareszcie :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Jak dobrze, że już jesteś! Gratuluję nowego skarbu! W "międzyczasie" też urodziłam drugą córeczkę. Ciążę miałam cięższą od poprzedniej - dużo większe mdłości, a zaraz po nich silne bóle krzyża, niekiedy odejmujące nogi :/ na szczęście koleżanka pożyczyła mi poduchę-fasolkę, z którą śpię do dziś :) No i moja Julka to też taka sprężyna, wszędzie jej pełno, lęku wysokości za grosz, a ja sama.. Poród był duuuużo szybszy, ale przez to bardziej intensywny. Po pierwszym już drugiego dnia mogłam robić szpagat, tym razem nie.. ale nie będę Cię straszyć, w końcu każda kobieta jest inna. Trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  20. AAAAAAAAAAAAAA kolejna corcia bedzie! :):):) Gratulacje! Kurcze tyle mnie tu nie bylo, ze az nie moglam uwiezyc czytajac:) Mam nadzieje,ze panowie od sufitu sie streszcza I juz niedluga bedziesz miala nie tylko parter ale I pietro :) Trzymam kciuki! Wlasnie sie doczytalam, ze panowe sie juz pojawili wiec teraz tylko trzymac kciuki zeby im szybko poszlo.
    Apropos lekarzy to jakos tak zwykle bywa, ze lepiej odwiedzic wiecej niz jednego aby diagnoza/leczenie bylo bardziej sensowne chociaz musze powiedziec, ze w Anglii to dopiero jest masakra w tej kwestii. Zwykle na wszystko jest paracetamol I dowidzenia...

    OdpowiedzUsuń

Polub mnie