Zgodnie z obietnicą przedstawiam nasz wybielony salon :)
Muszę przyznać, że sporo się przy nim narobiliśmy, a to głównie dlatego,
że z odnowieniem większości mebli trzeba było zdążyć w niecałe dwa
tygodnie. Zważając na mój stan i na to, że M. nie wziął jeszcze ani
jednego dnia urlopu, a po powrocie z firmy głównie zajmował się pracami budowlanymi to nadzwyczaj szybko daliśmy radę odszlifować i odmalować uzbierane graty :) Nawału pracy nie wytrzymała tylko szlifierka. Przy zdzieraniu kredensowej warstwy lakieru przestała trzymać papier :( W związku z powyższym widoczny na pierwszej fotce stary kredens jest pobielony tylko en face, natomiast profile i wnętrze pozostawiają wiele do życzenia... ale i tak jestem zadowolona :) Pod papier ścierny i pędzel poszły również stolik, szafka pod telewizor, komoda i szafa na książki, stół oraz
jedno krzesło (pozostałe trzy muszą poczekać na nowe życie szlifierki).
Najwięcej zastanawiałam się nad reanimacją (bo w jego przypadku tylko takie słowo pasuje ;) ) starego stolika ikeowskiego. Był tak zniszczony, że właściwie należałoby go wyrzucić, ale niestety budżet rodzinny nie pozwalał na kupno nowego, dlatego myślałam, myślałam i w końcu wymyśliłam :) Przy Sprężynkowych harcach stolik kawowy w wersji "Z Serwetką" całkowicie odpadał, (a jak się domyślacie taki właśnie mi się marzył). Postanowiłam więc oszukać mą przebiegłą córcie i przytwierdzić koronkowy wzór na stałe do blatu :) Na "sosnowy" wierzch położyłam plastikową serwetkę następnie całość parokrotnie potraktowałam białym akrylem do drewna. Po oderwaniu serwetki miałam to co chciałam :)
Ewentualne rozmazy zmyłam patyczkiem namoczonym w zmywaczu do paznokci, a na koniec cały wzór delikatnie przejechałam białą farbą (żeby serwetka mocno nie kontrastowała). Po drugiej stronie blatu srebrną farbą odbiłam ten sam motyw (niestety widzę, że na zdjęciach jest przysłonięty tacą :/). W każdym razie efekt wyszedł zadowalający :)
Oprócz prac upiększających naszą hacjendę znalazłam chwilę, żeby wybrać się na podbój alei mirabelkowej. Naiwnie wzięłam ze sobą jedynie mały koszyczek (niczym ze święconki), który ni w ząb nie pasował do ogromnych ilości toczących się zewsząd mirabelek. Ponieważ byłam z mamą i Sprężynką więc rąk do pracy też było co niemiara. W efekcie pchałyśmy kolorowe kulki we wszystkie zakamarki wózka Ulki. W domu powstał przepyszny placek mirabelkowy, upieczony z przepisu wygrzebanego z blogu Rogalik ( tutaj link bezpośrednio do ciasta ) :) Mniam! Polecam jest błyskawicznie prosty- niczym mufinki, dodatkowo uniwersalny bo pasuje do wszystkich sezonowych owoców, a na dodatek smakuje jak wyciągnięty prosto z babcinego pieca :)
Pomimo tego, że placek piekłam dwa razy, a część mirabelek wzięła ze sobą moja mama i tak siedzieliśmy, wraz z mym dzielnym małżonkiem, do pierwszej w nocy i obieraliśmy, a następnie gotowaliśmy kompoty z pozostałej ilości miniaturowych śliwek.
Chociaż na zdjęciu tego nie widać, wierzcie mi na słowo, była potwornie zniszczona. Pomimo moich nalegań M. nie kwapił się żeby ją wynieść na dwór i wyszlifować, a mi ona tak przeszkadzała....
Któregoś dnia mąż mój wrócił umęczony z pracy, a tu cały salon w bieli ! I to nie bieli farbowej, ale wiórowej. Bieli którą stworzyłam podczas szlifowania szlifierą wprost w salonie, przy obecności wszelkich kanap, dywanów, kieliszków, poduch itp. elementów szczególnie lubiących wchłanianie pyłu. Memu mężowi ręce opadły, (a że ma długie to otarły się o zakurzoną podłogę ;)) i rzekł: "A jednak nie wytrzymałaś". Guzik prawda! "Wytrzymywałam bardzo długo z tymi niedopasowanymi sosnowymi, zjechanymi meblami"- odparłam chojraczo, strzepując pył z ciążowego brzucha. M. tylko westchnął i spytał co następne planowałam zaatakować, to on to po objedzie zrobi :) Ha ! :) I w ten sposób zwerbowałam do akcji Odnawianie Salonu silnego mężczyznę, który nie ukrywam, bardzo mi się przydał ;)
Do przeczytania !
Ha, ha, ha! To chyba jakaś odmiana syndromu wicia gniazda? Wyobrażam sobie minę Twojego męża jak wszedł wprost na to Twoje szlifowanie :D
OdpowiedzUsuńMirabelek zazdroszczę. Mam tutaj w ogrodzie jedno cudo takie, ale coś muszę się nim zająć, żeby owoców więcej dawało...
Dokładnie jest tak jak mówisz! Nie mam warunków na wicie niemowlęcego kącika to atakuje to co jest ;) Teraz opanowała mnie potrzeba robienia zapasów i to w takich ilościach jakby wojna miała przyjść. Ach te hormony ;)
UsuńJak dla mnie piękna metamorfoza.Bardzo mi się Twój rozjaśniony salon podoba się!!!A najbardziej stolik z ażurowym wzorem.Mam tylko nadzieję,że nie szkodzisz sobie farbami?Musisz uważać na siebie!!!
OdpowiedzUsuńNa szczęście te współczesne farby to nie tylko nie śmierdzą, ale właściwie w ogóle nie pachną. Gorzej było przy pracy ze szlifierką (trochę mnie wytrzęsła), ale na szczęście po Akcji Komoda już tylko mąż szlifował, ja najwyżej ręcznie, małe drobiazgi :)
UsuńTak naprawdę to najbardziej ze wszystkich prac i domowych obowiązków wykańcza mnie bieganie za Sprężynką :/ Ona potrafi narzucić tempo, żadna farba czy szlifiera nie są jej równe ;)
Dziękuje kochana za troskę :)
Bravo !!!!! Tylko Cie chwalic . Faktycznie po komodzie nie widac zniszczen ale I tak w bieli jej ladniej . A jakie planujesz uchwyty ? Wiesz mnie tez kiedys ponioslo I wybielilam podobna komode , a ze nie bylo czasu na kupowanie uchwytow to pomalowalam je na kontrastowy brazowy kolor . Tez wyszlo fajnie . Ale ostatnio podczas wypadu do Polski kupilam piekne recznie malowane indyjskie galeczki . Ale tak sie juz do tamtych przyzwyczailam , ze te nowe wciaz czekaja za zamontowanie hehe . Pozdrawiam Ania
OdpowiedzUsuńMiło, że się podoba :) Co do uchwytów to niestety nasze były wklejane i przy wyciąganiu popękały :( dlatego już ich nie mam. Do szuflad marzą mi się takie srebrne połówki (wiesz jakie mam na myśli?) takie które chwyta się od spodu, a do drzwiczek w tym samym kolorze zwykłe okrągłe, świecące gałki. Wszystko jest niby dostępne w Ikei, ale trochę za drogo wychodzi, więc czekam na jakąś okazje.
UsuńWiem o czym mowisz . Kupowalam takie na allegro , chyba pod nazwa uchwyt muszelka . Juz nie pamietam ile ksztowaly, ale byly tansze niz w sklepie . fakt sa chyba najfajniejsze do takich komodek.
UsuńNo kochana siły to cię nie opuszczają! jak tak dalej będzie to pojedziesz na porodówkę z wałkiem w ręce:))) Pięknie odnowiony salon, cudnie się prezentuje i stoliczek na kawkę tez zachwyca pomysłowością i wykonaniem...a sprężynka jak urosła...i pomysł na męża rewelacyjny tylko, hmm...,musiałabym zaciążyć:)))
OdpowiedzUsuńHmmm:)
UsuńBez ciąży to kiepska sprawa z tym Pomocnym Mężem :/ ale jak to napisała Ondrasza... Hmmmm... ;)
Usuńhahaha :) uśmiałam się, a sądziłam, ze tylko mój męzuś taki oporny ;) w pomaganiu wcielania moich wizji wnętrznarskich ;) a jako "brzuchatka" też udawało mi się wiele zdziałac ;)
OdpowiedzUsuńsalon wygląda świetnie, a pomysł z odbiciem serwetek świetny!
POZDRAWIAM :)
To jest spory plus bycia ciężarna, niestety potem wraca szara rzeczywistość ;)
UsuńP.S. Mój jest bardzo oporny, ale ja chyba jeszcze bardziej uparta ;)
super wam to wyszło i dobrze, że zmotywowałaś męża :D
OdpowiedzUsuńłoźesź w mordkę!!!! gratuluje "obciążnika":)))) a salonik cudnie wybielony:))
OdpowiedzUsuńTwoje komentarze zawsze mnie rozbrajają :)))) Fajnie, że do mnie zaglądasz :)
UsuńZeżarło mi post:)
OdpowiedzUsuńNo to piszę jeszcze raz: się nie przemęczaj, dbaj o siebie i swoją "dwójcę", Małżonka wykorzystuj na potęgę:):):) kawał chłopa, długie ręce ma - da radę! Niechaj Ci targa komody, a Ty szlifuj sobie, to podobno uspokaja:) Salonik cudeńko-uwielbiam kremowe kolory, kojarzą mi się z budyniem, albo kremowym nadzieniem ptysiów...i nic więcej nie potrzeba do szczęścia (tu uśmiecham się anielsko "pełną gębą", od ucha do ucha!) Pomysł z serwetką genialny, prać nie trzeba, ani krochmalić, ani prasować - no same plusy!
Matko! Ale mi apetyt na budyń zrobiłaś ! Gdyby nie to, że taka zmęczona jestem to chyba bym sobie takowy waniliowy rarytas ugotowała. Mniam :) Szlifowanie rzeczywiście odbieram jako kojące, ale na szczęście już szlifierka nie działa ;) No chyba, że... taką małą lampkę, ręcznie bym odczyściła... O tym krochmaleniu to nie pomyślałam, a to bardzo duży plus ;)
UsuńŚlicznie! Mnie też czeka w najbliższym czasie mnóstwo bielenia:) Jak widać na Twoim przykładzie - warto!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
T.
pięknie wszystko odnowiliście :) śliczny salon, no i fajny pomysł na trwałą serwetkę na stoliku :)
OdpowiedzUsuńSalon jest teraz piękny. Mi się nie chce odnowić jednej szafki nocnej, ciągle odkładam to na później. Podziwiam wytrwałość:)
OdpowiedzUsuńJestes niesamowita wiesz;-)))cudowny po prostu cudowny pomysł na serwetkę na stoliku!!!a kredensik rewelacja;-)))taki kredens to moje niespełnione marzenie( na razie;-). W ogóle pokój pierwsza klasa. A córeczka urocza zielona Żabka;-)))pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńOch kobieto. Zawstydziłaś mnie. Ja ciągle tylko się przymierzam.Chyba potrzebna mi żona taka jak Ty :-). Slicznie wszystko odnowione. Nie forsuj się za bardzo jednak .Buziaki
OdpowiedzUsuńHahha :) Jak mąż mnie zamęczy maruderstwem to ucieknę do Ciebie :))) Wydaje mi się, że taki spid roboczy to raczej zasługa chwilowych hormonów ;)
UsuńEfekt wspaniały,
OdpowiedzUsuńnajprzyjemniejsze jest to, że zrobiliście wszystko własnoręcznie,
pomysł z serwetką - bardzo uroczy,
pozdrawiam!
M.
Spośród całej metamorfozy, którą przeprowadziliście w salonie najbardziej urzekła mnie komoda. Jest przepiękna! Właśnie taka mi się marzy. Choć nie wiem czy znalazłam bym na nią miejsce w naszym mieszkanku. Cudo!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
Marta
Witaj!!! Uśmiecham się w duchu bo doskonale pamiętam ten ciążowy pęd (jestem na świeżo z tematem:):):) W życiu nie zrobiłam tyle zaległych rzeczy ile wtedy kiedy byłam w ciąży..... :) Dzidziuś daje "KOPA" :):):):) Pomysł z serwetkami genialny!!!!! a komoda nie do poznania!!! Na bliskie spotkanie ze szlifierką czeka mój stół i szafa ale chyba muszą poczekać na kolejną ciąże hehhehehehe :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCale wieki mnie nie bylo ale wrocilam:) Sprezyna tak urosla, ze szok! I postepy w domku widze:)Ciesze sie, ze jeszcze tu jestes :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko I zapraszam na mojego nowego bloga http://insidedreamhouse.blogspot.co.uk/
ALEŻ SPRĘŻYNKA UROSŁA ;) JEST PIĘKNA
OdpowiedzUsuńA PRACE CIAZWE HEHE WIEM WIEM TEZ MIAŁAM TAKI ZAPĘD ;)
BUZIOL
wpadłam tu przypadkiem i już zostaję,świetny blog,fajne poczucie humoru,fajne klimaty,gratulacje,bo w tym nawale blogów trudno znaleźć coś wciągającego,pozdr.
OdpowiedzUsuńPięknie i cudnie :)
OdpowiedzUsuńoszałamiająca przemiana :) a patent z serwetą genialny :) chyba odgapie:)
OdpowiedzUsuńPomysł z serwetą naprawdę świetny! Ale jestem również pod wrażeniem komody. To niesamowite jak biel nadała jej szlachetności i delikatności.
OdpowiedzUsuńGratulacje!
marta
Haha też zazwyczaj nie mogę się doprosić Łakasza o pomoc w szlifowaniu. Czasami już nie mam siły czekać i sama się biorę do pracy ;)
OdpowiedzUsuńFajne metamorfozy. Biały to biały...wiadomo ;)
Boze jak ja bym chciala miec talent do tworzenia takich wspanialosci. W domu mam tyle rzeczy ,ktore chcialabym przemienic tak jak Ty to zrobilas -rewelacja. Niestety ani ja ani maz nie mamy zielonego pojecia jak sie za to zabrac. Moze dzieki Twoim inspiracjom w koncu uda mi sie stworzyc cos oryginalnego. Salon dokladnie jak z moich marzen.Kto wie moze kiedys w koncu sie doczekam. Pozdrawiam -Iza
OdpowiedzUsuńDziękuje za przemiłe komentarze :) Oczywiście pomysł z serwetką jest jak najbardziej do odgapiania ;) Mam nadzieję, że moja wyjątkowa robotność w końcówce ciąży świadczy, że Anielka będzie niezwykle pracowita ;)
OdpowiedzUsuńŚciskam Was wszystkie!
Nie było mnie u Ciebie czas jakiś, a tu zmiany, zmiany, zmiany :) Cieszę się, że spełniasz powoli swoje marzenia. Pomysł z serwetką świetny! Pozdrawiam gorąco :)
OdpowiedzUsuńSalon wygląda rewelacyjnie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko:)
jak sprytnie wymyśliłaś to odbicie wzory serwetki na stoliku! świetny efekt! w ogóle cały salon bardzo się odmienił ;)
OdpowiedzUsuń