Skrzat wyszedł na światło blogowego monitora dopiero teraz, bo czekałam na tęczę godną jego przystojnej owczości :) Pół roku wysiadywałam w oknie z aparatem z nadzieją, że pojawi się deszcz który wyprodukuje najpiękniejszą tęczę pod słońcem. 18 sierpnia nadszedł ten moment, a naszym oczom ukazało się to cudo:
Jeśli ktoś jest bystrzejszy optycznie to dojrzy, że tęcza była podwójna :) |
Przejdźmy jednak do bohatera dzisiejszego postu- kolegi Lepriczka (tak zdrobniale nazywają go inne owcze skrzaty). Zacznę od genezy, bo to istotna część historii, chociaż ostrzegam bardziej wrażliwe matki, że może być drastyczna...;)
Kiedy dostałam zamówienie na irlandzką owcę od razu przyszedł mi na myśl Leprechaun. Poszperałam w internecie, napatrzyłam się na jego przeróżne podobizny (niektóre śnią mi się do dziś) i doszłam do wniosku, że mój owiec musi mieć rude futerko. Niestety znalezienie futra w takim odcieniu było chyba trudniejsze niż uszycie całej postaci :/
Na początku swoich poszukiwań natknęłam się na pewnego misia....nówka sztuka, nie śmigana, którą to moje dziecię dostało na pogwiazdkowy prezent (mam nadzieję, że obdarowujący tego nie czyta...;)). Miś był idealny, nie dość, że rudy, nowiusi , to jeszcze miał szalik w zielono- białe paski, a więc wszystko zgodnie z barwami narodowymi Irlandii. No ale przecież nie wypruję pluszowych flaków z zabawki mojej córki!!!
Tak przynajmniej myślałam do czasu kiedy termin nie zaczął mnie drastycznie gonić :/ W końcu wybiła ostateczna godzina i posunęłam się do drastycznych kroków (których opis nie przejdzie mi przez klawiaturę). Na swoją obronę dodam, że odrysowałam ukradzione części (tj. brzuszek) i w niedalekiej przyszłości planuję misia zrekonstruować (oczywiście już nie z rudego pluszu, bo skąd do jasnej ciasnej taki wziąć!). Patrząc jednak na mojego Lepurka myślę sobie, że warto było. Owiec wyszedł idealnie, naprawdę jak Irlandczyk pełną gębą, a szalikowe podkolanówy rozczulają mnie za każdym razem jak na nie spojrzę ;) Zresztą oceńcie sami.


Przyszedł czas na opowieść :)
"Przyjaźń"
Leprechauny (inaczej Leprikony) to bardzo złośliwe skrzaty. Uwielbiają robić niemiłe psikusy, podpuszczać i zadawać trudne zagadki mamiąc ludzi wizją wielkiego bogactwa. Legendy irlandzkie głoszą, że Leprikony to wielcy skąpcy, a swoje garnce pełne złota chichocząc zakopują na końcach tęczy.
Jednak nasz bohater- Lepriczek był zupełnie inny. Od urodzenia nie znosił dokuczać ludziom. Zamiast sprawiać psikusy godzinami przesiadywał w krzakach na placu zabaw i z zazdrością obserwował jak bawią się dzieci. Całym sercem marzył, żeby mieć chociaż jednego przyjaciele. Wszystkie Leprikony słyną z samotniczego trybu życia i gburowatości dlatego Lepriczek nie miał co liczyć, że znajdzie pośród swoich znajomych bratnią duszę. Wszyscy członkowie rodziny załamywała ręce nad pokojowym charakterem najmłodszego syna. Mama nie mogła spać po nocy ze strachu, że Lepriczek rozda biednym cały majątek przez tysiące lat gromadzony pod wszelakimi końcami tęczy. Tata rwał futro z głowy kiedy widział jak jego syn zamiast złośliwych psikusów rozsiewa radosne uśmiechy na lewo i prawo. A Lepriczek radośnie dźwięcząc dukatami co dzień udając się na plac zabaw.

Któregoś razu jeden z chłopców tak daleko rzucił piłkę, że potoczyła się poza boisko i trafiła w krzaki gdzie smacznie pochrapywał nasz bohater. Zanim Lepriczek zdążył uciec Patryk (chłopiec, który tak zamaszyście rzucił piłką) wczołgał się pod wielki krzak i stanął oko w oko z irlandzkim skrzatem. Oboje zaniemówili, Patryk bo zobaczył postać o której myślał, że istnieje tylko w bajkach, a Leprikon, bo zdał sobie sprawę, że chłopiec go widzi (co jest wielką rzadkością). Na szczęście skrzat bardzo szybko doszedł do siebie, wyciągnął rękę na przywitanie (podpatrzył ten gest podczas obserwacji pewnej sympatycznej rodzinki) i grzecznie się przedstawił. Chłopiec machinalnie odpowiedział mu tym samym. I tak zaczęła się wielka przyjaźń między Patrykiem, a miłym skrzatem irlandzkim.

Pewnego jesiennego dnia kiedy Lepriczek czekał na swojego przyjaciele zobaczył w oddali płaczącego chłopca, musiało minąć parę chwil zanim skrzat zorientował się, że ta zapłakana postać to Patryk! Trudno było wyłuskać z pochlipywania malucha co się takiego złego stało, ale w końcu dotarło do skrzata, że Patryk opuszcza Irlandię, wyjeżdża z rodzicami do innego kraju ! To nie były dobre wieści :( Przyjaciele wylali sporo łez zanim Lepriczkowi zaświtał w głowie wspaniały pomysł- "Pojadę z tobą do Polski"- oznajmił uradowany. Patryk początkowo nie chciał się zgodzić, bo przecież Leprechaun miał w Irlandii swoją rodzinę, jednak skrzat przekonał przyjaciela, że jego czary pozwolą mu na kontakt z najbliższymi nawet na tak dużą odległość. Kiedy przyszedł dzień odlotu Lepriczek wskoczył do kieszeni Patryka i razem z nieświadomymi niczego rodzicami chłopca wyruszył do nowego kraju.

Po wyjściu z kieszeni oczom skrzata ukazała się piękna tęcza i cudowne góry, które od razu skradły serce obu przyjaciół. Nawet ze znalezieniem domu skrzat nie miał żadnego problemu, bo bardzo szybko udało mu się zagadać z sympatyczną sową, która szczęśliwie miała do wynajęcia dziuplę tuż obok swojej. Skrzat był PRZE szczęśliwy, w ciągu dnia bawił się z Patrykiem i jego nowymi kolegami, a wieczorami kiedy dzieci szły spać odwiedzał Sowę Mądrogłowę. Przy blasku księżyca grali w szachy i karty, a przed zaśnięciem Sowa opowiadała Lepriczkowi leśne legendy i nakreślała historię nowego kraju, hucząc przy tym usypiająco... :)


KONIEC
Żeby nie kończyć "Końcem" ;) przesyłam jeszcze jedno zdjęcie naszej wczorajszej tęczy. Niestety nie umiem usunąć tego cudnego, srebrnego auta. Wszystkie swoje artystyczne moce naprężyłam i nic nie pomaga, samochód wciąż stoi :/ Zdjęcie jest jednak na tyle ładne, że pomimo wielkiego combiaka na czele postanowiłam je umieścić :)